Książki
Misja i plany We need YA, czyli co z tym Young Adult?
04.10.2022

Misja i plany We need YA, czyli co z tym Young Adult?

W pierwszej części wywiadu Łukasz Chmara, szef marki We need YA, opowiedział o historii wydawnictwa Young Adult, a także zdradził część planów wydawniczych. Poniżej przeczytasz o tym, jak wygląda praca w We need YA od kuchni.

Szukanie książek Young Adult, które potem chce się wydać
– jak to wygląda z perspektywy szefa marki?

Najczęściej szukam samodzielnie, ale często pomaga mi w tym Ola. Mamy także rights menadżerkę w naszej grupie wydawniczej, Paulinę Surniak, aczkolwiek kategorią Young Adult zajmuję się głównie ja. Przeglądam tytuły codziennie – czy to na Goodreads, czy to w newsletterach, które dostaję od agentów i agentek literackich. Opcji na wyszukiwanie jest mnóstwo.

Jest kilka dużych, kluczowych agencji na rynku polskim, np. Graal, Nurnberg, AJA. Od wszystkich tych osób dostaję książkowe newslettery. Agenci i agentki już mnie znają, więc wiedzą, czego szukamy i na czym nam zależy. Najczęściej przesyłają właśnie te książki, które mogą nas zainteresować. Agencje literackie, oczywiście, chcą sprzedać tytuły wydawcom. Zależy im na tym, żeby dana powieść i dana osoba autorska znaleźli najlepsze wydawnictwo, swoje miejsce na naszym rynku. W efekcie niekiedy bardzo ostrożnie (razem z autorem/autorką/osobą autorską) wybierają, gdzie książka Young Adult zostanie wydana. To, moim zdaniem, dobra praktyka. Czasem bywa również tak, że książkę zdobywa wydawca, który złoży najwyższą ofertę na dany tytuł. Dróg jest mnóstwo, podejść też. Jak i w życiu — bywa różnie.

Co do wyszukiwania, to Goodreads jest kopalnią tytułów. Jest też oczywiście skrzynka propozycji wydawniczych – nie zapominamy o polskich osobach autorskich. Tam też pojawia się sporo książek, które nas interesują, aczkolwiek nie ma bardzo wielu obiecujących propozycji. Czasem czuję ogromny zawód, kiedy czytam jakąś książkę w języku polskim, a potem okazuje się, że jednak jest to coś średniego i nie do końca dla nas. Myślę, że reprezentacja, której szukamy, jest szersza właśnie na rynku zagranicznym, anglojęzycznym. Jest tam też oczywiście więcej autorów i większa selekcja, więcej wydawnictw. Zwracamy uwagę na te książki, które są najlepsze, zdążyły się już wybić i zdobyć popularność. Można jednak znaleźć na skrzynce z propozycjami prawdziwe perełki, takie jak książka Hani Czaban Cały ten czas, zatem jesteśmy czujni.

Jeżeli prawo do książki jest już kupione, to co się dzieje dalej?

Jeśli mówimy o rynku zagranicznym, to droga jest dość prosta. Podpisujemy umowę, płacimy zaliczkę – wysokości zaliczek potrafią bardzo się wahać, co jest zależne na przykład od popularności autora lub jakości książki. Co dalej? Powieść musi znaleźć tłumacza – osobę, która ją przełoży. Następnie czekamy na finalną wersję tekstu obcojęzycznego, specjalnie oznaczoną, aby można zacząć nad nią pracę. Kiedy już mamy książkę w ostatecznej wersji, muszę się umówić z osobą tłumaczącą na termin. Dogadujemy stawkę, podpisujemy umowę i omawiamy warunki współpracy (np. czy jest licencja czasowa). Wszystko trzeba ustalić na samym początku, żeby książka w języku polskim w ogóle mogła zacząć powstawać.

Pozyskiwanie osób tłumaczących to całkiem trudna sprawa. Jest bardzo ograniczona ilość tych osób, które jednocześnie robią to bardzo dobrze. Kiedy zawieram umowę z nową osobą, to zawsze sprawdzam, jaki jest jej styl tłumaczenia, czyli proszę o próbkę tekstu. Potem okazuje się, czy to jest dla nas, czy może jednak nie. Dopiero wówczas decydujemy się na daną osobę. Zazwyczaj jest to dość szybki i sprawny proces. Miałem sytuację, że odrzuciłem potencjalnego tłumacza, ale też z tego względu, że jego styl nie pasował akurat do danej książki. Znalazłem za to dla niego pracę przy innym tytule. Najczęściej szukam osób tłumaczących w Stowarzyszeniu Tłumaczy Literatury. To nasza baza świetnych tłumaczy i tłumaczek. Teraz mamy już stałe współprace, np. z Maciejem Studenckim, Kają Makowską, Agnieszką Brodzik. To grono poszerza się wraz z rozrostem naszych planów wydawniczych. Książek jest coraz więcej, a terminy stają się nieco napięte.

Ile trwa tłumaczenie książki Young Adult?

Tłumaczenie książki zajmuje około 3-6 miesięcy, co jest zależne od ilości arkuszy wydawniczych. Jeden taki arkusz to 40 tysięcy znaków ze spacjami. Za jeden arkusz tłumacz otrzymuje określoną stawkę pieniężną. Na przykład powieść, którą właśnie tłumaczy Maciej Studencki, Iron Widow, zajmie mu od 3 do 4 miesięcy, z tego co pamiętam. Wszystko zależy od tego, jak gruba jest dana książka.

Co dzieje się dalej na drodze tworzenia książki?

Prawa zostały kupione, dostaliśmy finalną wersję, książka jest już przetłumaczona. Następnie czeka ją redakcja. Teraz redaktor lub redaktorka pracują nad książką około miesiąca, czasami mniej, czasami więcej. Znów wszystko jest zależne od tego, jakie są wyznaczone terminy. Zazwyczaj redakcja oznacza pełne ręce roboty. Sprawa redaktorów i redaktorek to też coś wymagającego, a szczególnie ich pozyskiwanie. Mamy też osoby, z którymi stale współpracujemy i uwielbiamy ich sposób redagowania książek.

Redaktor/redaktorka jak już skończą pracę, to konsultują niuanse z osobą tłumaczącą. Ustalają między sobą finalną wersję zdań, wprowadzają poprawki. Zadaniem redakcji jest wyłapanie kalek językowych, poprawa stylu, ujednolicenie całości tak, aby brzmiała wspaniale po polsku. Redaktor lub redaktorka muszą wraz z osobą tłumaczącą dojść do konsensusu. Ja też w tym uczestniczę jako redaktor prowadzący. Często sprawdzam, co naniosła redakcja, konsultuję zmiany, porównuję wersje. Dopiero potem wysyłam pliki z powrotem. Tak stopniowo badamy treść książki i dopracowujemy finalną wersję.

Następnie książka trafia do składacza. Pracujemy z zaufaną osobą, która robi świetną robotę (shoutout dla panbook.pl!). On robi layout, a ja wysyłam go do akceptu do naszego działu produkcji. Oni maczają w nim palce i wysyłają mi swoje uwagi, np. „Łukasz, za duże te marginesy”, „Coś jest nie tam, gdzie trzeba”, „Czemu to jest takie brzydkie?” i tak dalej.

Czyli nie masz takiej pełnej władzy nad formą estetyczną?

Mogę dawać swoje sugestie, ale uczestniczy w tym więcej osób, które ze mną współpracują w trakcie trwania całego procesu. Sam po prostu nie dałbym rady zrobić wszystkiego. Kiedy już mamy zaakceptowany layout, składacz łamie tekst. Potem złamany tekst w layoucie w formie PDF-a trafia do pierwszej korekty, a potem do drugiej. Zazwyczaj staramy się robić dwie, a czasem nawet trzy. Zazwyczaj dzieje się tak, że pierwsza korekta robi się najpierw, a dwie kolejne dzieją się symultanicznie.

Robię też syntezę uwag od każdego korektora. Druga korekta jest totalnym sprawdzaniem, co jest nie tak w tekście. Oczywiście każdy widzi go inaczej, wyłapuje zupełnie różne błędy, ma różne filtry. Mam więc takie grono korektorów i korektorek, którzy i które są od różnych rzeczy. Potem wszystko sumujemy i dzięki temu książka jest dopracowana. Aczkolwiek korektorzy i korektorki to też tylko ludzie i niekiedy błędy w książkach pozostają. Nie da się tego uniknąć. Na szczęście możemy je potem poprawić w dodrukach.

Kiedy już mamy wszystkie korekty, książka trafia do akceptu. Dodaję jeszcze oczywiście stronę redakcyjną i stronę tytułową od grafika lub graficzki, którzy pracowali nad okładką. Okładka dzieje się symultanicznie w trakcie trwania całego procesu kreowania tekstu.

Co dzieje się później z projektem książki?

Tworzenie okładki to osobna sprawa, bo często okładkę kupujemy zagraniczną (oryginalną), ale nie zawsze. Niekiedy projektujemy od zera. Osoba od grafiki macza też zazwyczaj palce w stronach tytułowych, które są wewnątrz składu książki, w tak zwanym bloku. Blok to jest wszystko to, co jest na papierze wewnątrz książki: strony redakcyjne i tytułowe, tekst i ostatnich kilka kartek, gdzie znajdują się tak zwane wakaty. To zazwyczaj reklamy lub zapowiedzi innych powieści. Wreszcie książka może trafić do druku.

Wszystkie pliki, które zebrałem, przekazuję na dysk, gdzie dawane są akcepty. Książkę akceptuje wiele osób: nasz dział handlowy, dział korekty, produkcja oraz nasza dyrektorka wydawnicza. Oni wszyscy wypuszczają w końcu książkę do drukarni. Ten system akceptów jest dość złożony, ale myślę, że to jest słuszne. Dzięki temu jest mniej „wykrzaczeń”, ale dość często na tym finalnym etapie są jeszcze uwagi do czegoś. Ktoś coś jeszcze wynajduje, znalezione zostają jakieś błędy. W efekcie wprowadzam jeszcze ostatnie poprawki. To jest najgorsze, co może się wydarzyć: jak już ma się gotową całość, to wprowadzanie ostatnich uwag i dłubanie w gotowej książce jest dość niefajne. Chcę wypuścić już książkę, bo mam termin, a nawet jest już po terminie, a jeszcze muszę wracać, pisać do kogoś, prosić o wprowadzenie zmian. Czasem bywało tak, że ostatnie zmiany zajmowały tydzień albo dwa, mimo że książka była już gotowa, ale ciągle czegoś brakowało.

Potem czekamy, aż książka wyjdzie z druku. Przyjeżdża w końcu do nas z drukarni. Środa jest zazwyczaj takim dniem, kiedy jest dostawa książek. Dzieje się to mniej więcej co 2 tygodnie, a książki przyjeżdżają do naszego magazynu około 2 tygodnie przed premierą.

Czy możemy mówić o jakimś średnim czasie powstawania książki Young Adult – ile to trwa od zakupu praw do druku?

Można powiedzieć: „to zależy” 😊 Jednak zawsze staram się to sprecyzować. Od chwili kupienia praw, książka po polsku ukazuje się zazwyczaj w przeciągu roku. Można to nazwać taką średnią. Kiedy ogłaszamy premierę jakiejś książki zagranicznej, robimy to często dopiero wtedy, kiedy już mamy kupione prawa. Oczywiście i tak wszyscy pytają: „kiedy, kiedy, kiedy?”. My jednak musimy przejść przez te wszystkie procesy, o których już opowiedziałem. Chciałbym wydawać książki szybciej, ale to nie zależy ode mnie. Jest to zależne od wszystkich osób, które nad nią pracują. Potrzebujemy czasu, żeby przygotować dopracowaną książkę.

Mamy plan wydawniczy i on nas wszystkich obowiązuje. Trzeba wpasować się w terminy w tabelce. Nie może być też zbyt wiele premier jednego dnia, bo produkcja po prostu nie da rady. Dlatego czasem trzeba coś przesunąć. Dużo zależy też od planów marketingowych, bo mamy różne tytuły i nie chcemy, żeby książki o tej samej tematyce były zbyt blisko siebie. Czasami jedna powieść zostaje przesunięta na późniejszy termin. Staramy się rozłożyć premiery w czasie, żeby nie było zamieszania. Na przykład nie powinno być za dużo fantastyki w jednym miesiącu. Chcę urozmaicać nasze plany i wprowadzać różnorodność nawet na tym poziomie.

Ustalanie planu wydawniczego też jest ciężkim zadaniem. To bardzo dużo elementów i w mojej głowie w efekcie wirują linie, tabelki, cyfry… Pomieszanie z poplątaniem, bardzo dużo elementów, które trzeba ułożyć w spójną całość. Jest projekt książki, tu jeszcze plan marketingowy, redakcja i korekta, to, co dzieje się na świecie – trzeba to wszystko wziąć pod uwagę. Nie da się ukryć, że na przykład wojna, która wybuchła w Ukrainie, też wpłynęła na nasze nastroje i na zapotrzebowanie na książki. Nikt nie był zainteresowany ich kupowaniem, kiedy się to wszystko się zaczęło dziać, a my nie mogliśmy przez jakiś czas znaleźć motywacji do pracy.

Sam układasz cały ten tabelkowy plan?

Tak. Ja układam plan We need YA (razem z zespołem), rozmieszczam to w określonej kolejności. Są też osoby w wydawnictwie, które robią plan wydawniczy dla naszej całej grupy. Ja jestem tą częścią, która mówi, jak to ma wyglądać, a zgraniem wszystkiego z planami poszczególnych marek zajmują się inne osoby. Tutaj pozdrawiam Dorotę i Monikę!

Na co musisz uważać jako szef i redaktor prowadzący Young Adult w trakcie całego procesu?

Jeśli chodzi o książki zagraniczne, to obserwuję, jak wyglądają recenzje na Goodreads. Badam grunt i konfrontuję moją opinię z ocenami innych osób. Czasem bywa tak, że średnia jakiejś książki drastycznie spada i próbuję prześledzić, czemu się to dzieje. Czasami pojawia się jakiś niezrozumiały dla mnie hejt. Przykładowo książka Alex Aster, bardzo popularnej na TikToku autorki Young Adult, w kilka dni otrzymała kilkaset negatywnych ocen. Nagle, jeszcze przed premierą, spadł na nią ogromny hejt. Książka, oceniana początkowo na ponad cztery gwiazdki, ma teraz dwie/trzy. Byłem w wielkim szoku, dlaczego się to wydarzyło, więc starałem się to zrozumieć. Okazało się, że część osób okazała się zawiedziona brakiem niektórych zapowiedzianych wątków, ale oceny zaczęła wystawiać jeszcze przed przeczytaniem samej książki, na podstawie krytyki, która zdążyła się pojawić w sieci.

Szkoda, że takie rzeczy się dzieją, ale trzeba się z nimi mierzyć. Dlatego marketing i wizerunek jest dla nas bardzo ważny. Dbam o nasz PR i jestem bardzo uważny w tym aspekcie. U nas była na przykład sytuacja z książką Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata. Autor tej książki został „oskarżony” w internecie o transfobię, co oczywiście okazało się nieprawdą. Ale musiałem zbadać temat, żeby go zrozumieć, a potem starałem się wyjaśnić sytuację zacietrzewionym w tym negatywnym przekonaniu osobom.

Próbuję zrozumieć procesy dziejące się w sieci. Media społecznościowe lubią agresję, a algorytmy uwielbiają tzw. wnerw, żeby nie powiedzieć brzydko. W efekcie bardzo dbam o wizerunek We need YA, ale także staram się, żeby wszystkie nasze książki były jak najbardziej dopracowane, wspaniałe w odbiorze i pozostawiające w osobach czytających same pozytywne wrażenia. Dajemy sobie jednak przestrzeń na popełnianie błędów. Bywa. Uczymy się nieustannie. Zawsze wszystko da się naprawić 😊

Rozmawiał Wojtek Dyrda.