Książki
„Duchy, których nie chcemy zapomnieć” Mason Deaver – recenzja
25.04.2023

„Duchy, których nie chcemy zapomnieć” Mason Deaver – recenzja

Druga powieść Mason Deaver nie tylko trzyma poziom „Wszystkiego, co najlepsze”, ale rozkłada doświadczenie queerowej żałoby na czynniki pierwsze. „Duchy, których nie chcemy zapomnieć” są książką przepełnioną całą gamą emocji osoby niebinarnej w utracie ukochanych. Taka historia wydarza się zawsze, a Deaver uchwyciło to, co w niej najważniejsze – życie.

Nie ma wątpliwości, że debiutancka powieść Young Adult Wszystkiego, co najlepsze od Mason Deaver (zaimki they/them, w języku polskim ono/jeno) przyjęła się wśród osób czytających znakomicie. Przeprowadzała nas przez doświadczenie odrzucenia, coming outu, zmierzenia się z własną niebinarną tożsamością w obliczu cierpienia, ale również miłości. Duchy, których nie chcemy zapomnieć jest w dorobku autorza jeno drugą powieścią. Pozornie mogłoby się wydawać, że pisanie o śmierci i żałobie w gatunku Young Adult nie przyniesie pożądanego efektu, czyli zainteresowania. Nie ma tam fantastycznych przygód, epickich romansów czy nagłych zwrotów akcji. Mamy prostą historię o prostej amerykańskiej rodzinie, opowiadaną ustami niebinarnej postaci, która straciła brata. I wierzcie lub nie, właśnie dlatego, że Duchy, których nie chcemy zapomnieć są proste, nieepickie, i melancholijne, stanie się Wam w środku coś niesłychanego.

Duchy, których nie chcemy zapomnieć – Liam

Liam (zaimki on/jego i ono/jeno) jest osobą niebinarną, głosem narracyjnym Duchów, których nie chcemy zapomnieć. Chodzi do amerykańskiego liceum na prowincji, ma parę przyjaciół, Joela i Vanessę, akceptującą rodzinę i brata, Ethana, który właśnie zginął w wypadku samochodowym. Historia została podzielona na dwa etapy życia Liam, to sprzed wypadku i to po nim, bo jedno wydarzenie na zawsze zmieniło los jeno i całej rodziny. Duchy, których nie chcemy zapomnieć stają się od początku relacją przeżywania żałoby po ukochanym bracie. Chodzimy razem z Liam, snujemy się po domu, po szkole, obserwujemy, jak wiele więzi może zostać rozszarpanych przez jedno dramatyczne zdarzenie.

Rodzina w rozsypce

Sytuacja queerowej osoby bohaterskiej w Duchach, których nie chcemy zapomnieć, jest nieco inna niż we Wszystkiego, co najlepsze. Tutaj Liam nie musi bać się, że rodzice wyrzucą jeno z domu. Jego brat wspierał go, używał właściwych zaimków i wszystko zdaje się niemal idealne. A jednak po śmierci Ethana relacje zaczynają się psuć. Dochodzą do głosu wszystkie zadry skrywane jeszcze wówczas, gdy o żałobie nie było mowy. Przeskoki retrospekcyjne dobitnie pokazują, jak zmiana perspektywy wpływa na odbieranie drugiego człowieka. Uświadamiają się słowa, które mogłyby zostać wypowiedziane, ale już za późno. Duchy, których nie chcemy zapomnieć nie idealizują ani nie spłycają powagi konfliktów w rodzinie. Liam jest w nastoletnim wieku, gdy temperament wybucha wulkanicznie. Przeżycie przez tak młodą osobę śmierci starszego brata jest czymś, czego nie sposób sobie wyobrazić. Mason Deaver się to jednak udało (o czym można przeczytać w przejmującym posłowiu), a przynajmniej czuć szczerość bólu wypływającego z każdego rozdziału.

Bezradność, przyjaciele i wkurzenie

Mason Deaver nie omija kwestii relacji przyjacielskich wystawionych na próbę przez żałobę. Duchy, których nie chcemy zapomnieć nie mają bezgranicznie sympatycznej głównej osoby bohaterskiej. Liam często nas wkurza, mówi rzeczy raniące ludzi, nie mówi o problemach wprost i wszystko tłumi w sobie. Wystawia osoby czytające na próbę, podobnie jak siebie i całe swoje otoczenie. Przyjaźń z taką osobą w obliczu cierpienia nie jest niczym łatwym. Autorze kreśli znajomość z Vanessą i Joelem ponownie bez cukierkowości. Pada wiele gorzkich słów, a poklepanie po plecach nie wystarczy. Świetne jest natomiast wykreowanie w Duchach, których nie chcemy zapomnieć wręcz queerowej paczki przyjacielskiej, zmieszanej z transpłciowością, biseksualnością i niebinarnością. Do tego powyższa parka jest w związku i otrzymujemy konflikty natury ignorowania przyjaźni na rzecz relacji romantycznej. Wątek relacji z Marcusem, byłym przyjacielem zmarłego Ethana pozwala z kolei na oderwanie od przyjaciół, by nabrać zupełnie nowej, nietuzinkowej perspektywy.

Empatia w Duchach, których nie chcemy zapomnieć

Duchy, których nie chcemy zapomnieć są nie tylko o żałobie, ale też o empatii. Ta książka to jedna wielka próba współodczuwania dziejąca się między wszystkimi: autorzem, czytającymi, bohaterami. Ciężko jest rozmawiać o stracie. „Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu” – mawiają, a te słowa wbijają się jak gwoździe. Bo to tak nie działa, emocje tak nie działają. Nie umiemy rozmawiać o stracie. Niby kwestie odchodzenia są dla nas podstawowe, znamy je od zawsze, ale język do ich wyrażenia za każdym razem staje się barierą. Pozostaje milczenie albo takie puste słowne zapychacze, nieporadne. Duchy, których nie chcemy zapomnieć czyta się w taki sposób, że można uświadomić sobie swoją własną empatię. Pojawiają się pytania: co ja bym zrobił/zrobiła/zrobiło? Jakie słowa by padły, o ile jakiekolwiek. Mason Deaver porwało mnie już drugi raz właśnie przez uchwycenie pisarsko delikatnego niuansu człowieczeństwa, w każdym słowie i milczeniu postaci. W dotknieniu czytającego bezpośrednio.

Queerowa żałoba – ku lepszemu

Mason Deaver potrafi rozbić serce, żebyśmy potem my sami złożyli je w nową całość. Przez jeno książkę przechodzi się jak przez terapię. Idziemy kolejnymi etapami żałoby aż ku pogodzeniu ze stratą, by iść dalej, ku własnemu życiu. Duchy, których nie chcemy zapomnieć, chociaż o śmierci, są książką z życiem. Z umiejętnością jego zachowywania, podtrzymywania. Jest w niej cząstka osoby autorskiej i kawałek każdej i każdego z nas. Połączenie uniwersalnego doświadczenia z queerową perspektywą pozostaje bezcenne. Artur Łuksza po raz kolejny zrobił świetną robotę, tłumacząc powieść językiem inkluzywnym na wielką skalę całej narracji. Duchów, których nie chcemy zapomnieć rzeczywiście nie sposób zapomnieć. Mason Deaver gwarantuje czytającym czytelniczy kac, przynoszący w następnej kolejności ukojenie. Taka mogłaby być queerowa żałoba prowadząca do spokoju.

Wojtek Dyrda